Smagana wichurami jest zupełnie uśpiona, rośnie powoli i niewinnie, skulona pod górskim żywiołem. Gwałtowne ulewy, gęste mgły, potężne monsuny i skoki temperatur, ataki gradu, deszczu i słońca. Aż nagle wiosna eksploduje w szaleńczej burzy pełnej piorunów! A wraz z nią herbata. Do burzowej krainy przychodzi spokój, lęk porasta zielenią, nieupalne ciepło jest wezwaniem do życia. Barwnie ubrane zbieraczki ruszają między krzewy ogrodów w Indiach i Nepalu, na zbocza Himalajów, najwyższych gór świata.
Pierwsze zbiory smakują właśnie tym wiosennym wytchnieniem, zasłużonym odpoczynkiem, ciszą po burzy. To siła i spokój świtu, nastoletnia młodość, początek wędrówki cieni. Herbaty wczesnej wiosny zawsze są najcenniejsze, po długiej zimie potrafią opowiedzieć najwięcej, tryskają zmagazynowaną energią. W Himalajach ta wyjątkowość jest podwojona; pierwszą herbatę przetwarza się inaczej, podkreślając jej młodość i rześkość. Późniejsze rzuty to płynny bursztyn, ciemna, bogata herbata o zupełnie odmiennym charakterze. Dlatego wyraźnie oddziela się te kategorie — zbiory pierwszego miesiąca zwane są FF (“first flush”), a te późniejsze SF (“second flush”). Poza tym możemy wyróżnić niższe półki, czyli zbiory jesienne, burgundowy brąz o prostszym, bardziej skonkretyzowanym smaku, oraz herbaty monsunowe, które ze względu na wilgoć przetwarza się do pełnej czerni. Te ostatnie rzadko trafiają poza granice Indii, ponieważ doskonale sprawdzają się w masali, aromatycznym napoju herbacianym, pełnym mleka i przypraw, którym pachną całe Indie.
FFy są czymś zupełnie niezwykłym, wymykają się zwyczajnej klasyfikacji. To niezupełnie czarna herbata, można postawić argumenty, iż — technicznie — jest to oolong, w niektórych wypadkach nawet herbata biała. Części z malutkich liści pozwala się wejść w brąz, część zaś zachowuje swój pierwotny kolor, wdziera się w nią więc świeżość i zieleń. FFy zawsze są rześkie i ziołowe, często z początku wytrawnie warzywne, z kolejnymi parzeniami potrafią wejść w słodycz owoców lub kwiatów. Kolor naparu jest cudownie żółty, a smak wzmacnia odrobina cierpkości, rozbudzająca podniebienie i język. Te liście rosną znacznie dłużej od następnych zbiorów, nabierają więc charakteru i powagi.
SFy oraz późniejsze zbiory jesienne pamiętają swą przeszłość, tę burzystą wojnę natury, która dała im życie. Chociaż produkowane podobnie do chińskiej hongchy, to nie przypominają jej wcale. Ich smak to wrzawa indyjskich ulic, tłoczność doznań i gwar zmysłów — na pierwszy rzut oka chaos nie do opanowania. Jednak dobrej herbaty nie pije się duszkiem, a miast nie oceniania na pierwszy rzut oka. W tym zamieszaniu znajdziemy harmonię, a w krzykliwości zupełną szczerość. Barwność, głośność i radość w głębokich owocowych smakach, w mocnym ciemnym naparze, w smaku przypraw i w piaskowej cierpkości.
Pomimo swej różnorodności herbaty himalajskie posiadają wspólny mianownik, charakterystyczną cechę, pozwalającą na natychmiastową identyfikację. To muskatelowość,, wyjątkowa nuta winogron ze szczepu muskat, szczególnie widoczna w SFach. Aromat, który ciężko opisać i ciężko zapomnieć, porównywany do pikantnej tynktury piżmowca syberyjskiego w towarzystwie dojrzałych owoców: mango, liczi, winogron oraz melona, a przy tym pełen rodzynek i słomy. Kiedy sprzedawcy wykrzykują, iż darjeeling jest “szampanem herbat” wcale nie mają na myśli ich eksluzywności — darjeelingi naprawdę przypominają szampana. Oba napoje łączy soczysty, orzeźwiający smak, lekkość, oraz złocista słodycz rozgrzanych przez słońce winogron.
Podczas gdy SFy należy parzyć mocno i bezlitośnie, do FFów możemy zechcieć podchodzić ostrożniej; jak wspominaliśmy wcześniej, mają one w sobie wiele z charakteru zielonej herbaty. Można jednak eksperymentować, herbaty himalajskie kochają przygody, a Hindusi wcale nie parzą ich delikatnie. Istnieje uprzedzenie do łączenia indyjskich herbat z chińską ceramiką, być może liście wyczuwają ich kulturową obcość. Rzeczywiście, parzenie darjeelingów w malutkim gaiwanie wymaga pewnej wprawy, te herbaty rwą się do działania, ich napar zaskakująco szybko zyskuje na sile. Zamiast zmniejszać temperaturę i skąpić naczyniu gramów najnaturalniej jest po prostu szybko przelewać.
Darjeelingi są plonem wiecznych eksperymentów, zaskakują więc na każdym kroku. Chińska herbata ma za sobą ogromną tradycję, darjeelingi zaś mają tradycję krótką i intensywną, pełną prób i ryzyka. Hindusi i Nepalczycy wspólnie wytwarzają swój własny, indywidualny styl, jednak unikalność herbat himalajskich leży przede wszystkim w miejscu, nie w procesie, w klimacie zupełnie innym od chińskiego. W tych samych ogrodach produkuje się herbaty wszystkich odmian, ale „darjeelingowość” zawsze jest w nich obecna. Herbaty himalajskie pobudzają szybko i gwałtownie, są stworzone dla żywiołowych ludzi, przypominają wczesny poranek, energiczny bieg, to pitny ruch na świeżym powietrzu.
Na koniec, w postscriptum, warto wspomnieć o głośnym temacie klasyfikacji tych herbat. Mowa o starym brytyjskim pomyśle z zeszłego wieku: czelność, by opisać herbatę kilkoma literami! A im więcej tym lepiej. Najwyższe odznaczenie, SFTGFOP1, “Super Fine Tippy Golden Flowery Orange Pekoe #1”, byłoby równie pożyteczne, gdyby rozwijało się w “Seriously Far Too Good For Ordinary People1!11!!!”. Każda litera oznacza inną cechę, w rzeczywistości jednak istotne jest jedynie, by unikać ”B”, “broken”, oznaczenia połamanych, skrzywdzonych liści, w najgorszych wypadkach zmienionego na “D”, odrażający “dust”. Chociaż Hindusi uwielbiają katalogowanie i klasyfikacje jak żaden inny naród na świecie, to i oni powoli przestają polegać na tym antycznym systemie. Zamiast dziwacznych liter możemy kupić Diament z ogrodu Arya lub Czarny piorun z ogrodu Thurbo. Słusznie! Ten alfabet ocen jest nie tylko bezduszny, po prostu się nie sprawdza. Piliśmy marne SFTGFOP oraz doskonałe OP — niestety, kilka liter nie może gwarantować dobrej jakości. Przy wyborze herbaty należy kierować się własną wiedzą, zmysłami i zaufaniem do danego sprzedawcy bądź producenta.
Instagram // Facebook autora
W razie pytań pisz! Zawsze chętnie rozmawiam o herbacie :)