„W każdej legendzie tkwi listek prawdy” gdyż „mity korzeniami sięgają do historii”.
Jednak legendy o herbacie są niesamowite! To magiczne baśnie z odległego świata.
Ta seria tekstów jest odpowiedzią na wasze prośby, to spisane opowieści, które poznałem nastawiając uszu na chińskich targach herbaty.
Zaczniemy od samego początku:
od odkrycia pierwszego herbacianego drzewa.
Legenda chińska
czyli
Niebiański Rolnik i Odkrycie Herbaty
Herbata jest największą dumą Chińczyków: w jej naturę ponoć wpisana jest dusza i charakter całego narodu. To ona definiuje chińskość, odróżnia „cywilizację” od „barbarzyństwa”. Nic dziwnego, iż jej odkrycie przypisuje się bogowi.
Na początku jednak muszę wytłumaczyć różnice między tym, czym bóg jest dla nas, ludzi zachodu, a czym jest dla Chińczyków. Chińskimi bogami nie były bowiem abstrakcyjne, wszechpotężne i wszechwiedzące siły: byli nimi dawni cesarze. Dawni ludzie. Starożytni wynalazcy, którzy poczynić mieli największe cywilizacyjne odkrycia. Owszem, zostali nagrodzeni nieśmiertelnością, chwałą i wiecznym życiem w niebie, ale ich cuda były przyziemne. Na ich rozkaz nie rozstąpiły się oceany, lecz to oni nauczyli lud budowy wałów, by mógł władać prądem rzek. Nie przemawiali oni w snach i wizjach, lecz wynaleźli język i pismo. Nie zostawili przykazań, lecz wymyślili rząd i biurokrację. Kopanie studni, szycie ubrań, instytucja małżeństwa. Łuk i strzały, kalendarz i liczby, łodzie i wozy. Oto cuda chińskich bogów.
Pozwala to w pewnym sensie zrozumieć podejście współczesnych Chińczyków do przyrody. Traktowanie jej jako narzędzia, wykorzystywanie jej z tą samą empatią, z jaką podchodzi się do grawitacji. My też często jesteśmy tego winni, jednak to rozmowa na inny dzień.
Dziś bowiem opowiem o Niebiańskim Rolniku, Shennongu, poprzedniku słynnego Żółtego Cesarza. Mówi się, że przed jego nadejściem ludzie byli słabi, chorowici i głodni. Błąkali się bez końca, z wysiłkiem polując i zbierając owoce. Zmuszeni do nieustannej wędrówki nie mogli znaleźć na tym świecie domu.
Shennong wszystko to odmienił, dając Chinom medycynę i ucząc uprawy roli. To dary mniej niesłychane niż wskrzeszenie zmarłych i mnożenia chleba, ale podobne w charakterze i w dodatku powtarzalne, pozwalające na narodziny cywilizacji. Niebiański Rolnik był pierwszym zielarzem, miłośnikiem i badaczem natury: przemierzał świat, kosztując wszelkie napotkane korzenie, kwiaty i zioła. Być może to jedynie przenośnia, ale mówi się, że jego ciało było przezroczyste, toteż mógł bezpośrednio obserwować działanie roślin na własny organizm. W ten sposób odkrył on niezliczoną ilość trucizn, ale również i lekarstw, które przed tymi truciznami ratowały.
Pewnego dnia odpoczywał pod drzewem. Przed sobą miał kociołek z gorącą wodą — to on nauczył Chińczyków, jak ważne jest przegotowywanie wody, tajemnicę, której europejczycy nie pojęli aż do 1847 roku.
Był późny wieczór. Światło płomieni ukazywało zmęczoną twarz Shennonga. Jego zwierzęce rogi i szaty z liści świadczyły o prymitywności ludzi z tych czasów, trzynaście tysięcy lat przed narodzinami Chrystusa. Jego postać pewnie mogłaby wydawać się straszna, gdyby nie jej łagodne spojrzenie i spokojny uśmiech.
Ogromny ogień spod kotła wysuszył kilka liści z nisko zwisającej gałęzi, a nagły powiew wiatru zerwał ich garść i rzucił prosto do garnka. Zatańczyły w wodzie, która przybrała złocistozielony kolor i zyskała zapach życia.
Niebiański Rolnik skuszony aromatem opróżnił kociołek trzema łykami. Spojrzał w swój szklany brzuch i zobaczył, iż niewidzialna energia życia płynie w nim z harmonią, każdy organ otwiera się i pracuje wydajniej. Jego myśli przyspieszyły, jego wzrok się wyostrzył. Odkrył, że może ruszać się szybciej, mówić ze śmiałością, że nagle działa z zapałem, a jego pracy nie przerywa zmęczenie. Kilka lat później każdy Chińczyk pił herbatę.
Shennong żył jeszcze liczne dziesięciolecia, być może dzięki życiodajnej sile herbaty. Odkrył, iż leczy ona czterdzieści trzy różne trucizny, nawet spożyte jednocześnie. Zmarł, kiedy spożył czterdzieści cztery, spośród których ostatnią był niezwykle piękny, żółty kwiat. Cesarz nie zdążył nawet spojrzeć na swój szklany brzuch — padł nieżywy, a miska herbaty, którą trzymał w gotowości, potoczyła się po ziemi.
Za swoje poświęcenie, za bohaterską śmierć w imieniu nauki, został nagrodzony wiecznym życiem: nie tylko w niebiańskim pałacu, ale i w sercach Chińczyków.
* * *
Legenda Japońska
czyli
Drzewo sennego mnicha
Dawno, dawno temu pewien buddyjski mnich — jak to buddyjski mnich — pragnął osiągnąć oświecenie. Aby tego dokonać, poprzysiągł medytować przez siedem lat, bez chwili przerwy, bez zmrużenia oka, bez ryżu, bez wody i bez snu.
Zdeterminowany usiadł pod drzewem i oddechem pogrążył się w bezmyśle, wędrując w diamentowym lesie odbić, szukając świetlistego sensu pustki i wskazując palcem bezpośrednio swój umysł, aby pojąć naturę wszechbytu.
Biedak, rzecz jasna, zasnął już pierwszej nocy.
Obudziwszy się rano uległ wściekłości, co jest naturalną ludzką reakcją, w końcu od oświecenia dzieliło go jeszcze siedem lat. Chwycił nóż i odciął swoje powieki, myśląc, iż to powstrzyma go przed snem. Pomysł był naiwny, ale ukazał też niezwykłe oddanie mnicha, za które został nagrodzony.
Z miejsca, w które upadły odcięte powieki natychmiast wyrosły dwa ogromne drzewa. Mnich chwycił w palce spadające z niego liście i zaczął je żuć. Żuł liść za liściem, żuł i żuł bez końca, pompując w siebie niewiarygodne ilości kofeiny. Nie zasnął ani razu i po siedmiu latach rzeczywiście uzyskał oświecenie. A my uzyskaliśmy herbatę, ponieważ cudowne drzewa zostały na swym miejscu, przez kolejne tysiąclecia pomagając sennym mnichom w medytacji.
Instagram // Facebook autora
W razie pytań pisz! Zawsze chętnie rozmawiam o herbacie :)